
DRGANIA ŚWIETLIKÓW
Tytuł oryginalny: Drgania świetlików
Reżyseria: Hanka Brulińska
Produkcja: Polska 2022
Czas trwania: 58 min
Cykl: W polskim obiektywie
Możecie nie pamiętać jego nazwiska, ale zobaczywszy na ekranie w jakimś serialu bądź filmie kinowym z lat 80. ubiegłego wieku, zapewne skojarzycie go od razu. I uśmiechniecie się na jego wspomnienie z sympatią. Andrzej Golejewski – bohater dokumentalnego „Drgania świetlików” Hanki Brulińskiej – od lat walczy z chorobą, która praktycznie uniemożliwia mu pracę zawodową. Ale mimo to nie poddaje się!
Jest taka scena w dziewiątym odcinku serialu „Dom” („Po obu stronach muru”, 1982), w której – grany przez Tadeusza Janczara – doktor Sergiusz Kazanowicz, zmagający się z obozowymi traumami, w ruinach Warszawy zabija swego psa, wiernego towarzysza niedoli. Zatrzymany przez patrol Milicji Obywatelskiej trafia na posterunek, gdzie zajmuje się nim Gienek Popiołek (w tę postać wcielił się Andrzej Golejewski), syn dozorcy kamienicy przy ulicy Złotej 25, w której mieszka Kazanowicz. Nie tylko ten film, nie tylko ta jedna scena połączyły na zawsze obu aktorów – nade wszystko zrobiła to podstępna i bezlitosna choroba, która przez długie lata uniemożliwiała Janczarowi normalne funkcjonowanie w zawodzie, która pchała go do kolejnych prób samobójczych i ostatecznie przyczyniła się do śmierci. Na to samo cierpi od lat Golejewski, który z powodu cyklofrenii musiał zrezygnować z etatu w lubelskim Teatrze im. Juliusza Osterwy, co sprawiło, że znalazł się na potężnym życiowym wirażu.
Nie był nigdy aktorem z pierwszych stron gazet, ale lata 80. ubiegłego wieku zdecydowanie należały do niego. Pojawił się wówczas w kilku filmach telewizyjnych („Przyjaciele” Andrzeja Kostenki, 1979-1981; „Dom” Jana Łomnickiego, 1980-1997; „Trzy młyny: Młyn nad Kamionną” Jerzego Domaradzkiego, 1984) i kinowych (komediowo-obyczajowe „Wyjście awaryjne” Romana Załuskiego, 1982; wojenne „Na straży swej stać będę” Kazimierza Kutza, 1983), które na trwałe wpisały się w historię polskiej kinematografii tego okresu. Na ekranie zawsze ujmował naturalnością; jego ciepły uśmiech topił lody. Po występach na deskach warszawskiego Teatru na Woli pod koniec lat 80. trafił do Lublina, gdzie – z kilkuletnią przerwą – mieszkał i występował do sezonu 2012/2013. Niestety, powracająca choroba sprawiła, że odszedł stamtąd, tracąc jednocześnie dach nad głową. Zdecydował się wówczas wrócić w rodzinne strony – do leżącego na pograniczu Wielkopolski i Dolnego Śląska Bojanowa.
Tam podążyła za nim jego młodsza o pokolenie koleżanka z Teatru im. Osterwy, aktorka i reżyserka Hanka Brulińska („Biec w stronę Ty”, oparta na opowiadaniu Stanisława Lema „Maska”). Zaczęła ona dokumentować zmagania Golejewskiego z chorobą i trudnościami życia, a nakręcone materiały zachęciły ją do zrealizowania dokumentu o tym wybitnym, aczkolwiek ciężko doświadczonym przez los artyście. “Drgania świetlików” – tak ostatecznie zatytułowano projekt, jaki udało się dokończyć dzięki zbiórce finansowej nagłośnionej w mediach społecznościowych i którego premiera odbyła się 28 marca tego roku w warszawskim kinie „Iluzjon” – w godzinę opowiada o dziesięciu latach życia aktora. Począwszy od dnia, kiedy jest zmuszony opuścić Lublin, do momentu, gdy w lipcu ubiegłego roku na leśnej polanie pod Bojanowem wystawia premierowo monodram „Świętokradztwo”, którego scenariusz oparł na tekście austriackiego, choć przed wojną związanego z Polską, austriackiego poety Oskara Tauschinskiego (1914-1993).
To także dziesięć lat walki z chorobą. Dziesięć lat walki o godność. O bycia wciąż – mimo że naznaczonym piętnem – aktorem. Artystą. Człowiekiem niosącym innym rozrywkę, ale i skłaniającym do refleksji. Golejewski, będąc dojrzałym mężczyzną po przejściach, jest nadzwyczaj szczery w tym, co mówi i co robi. Niekiedy bywa bezradny jak dziecko; innym znów razem znajduje w sobie siłę, by na przekór przeciwnościom losu – doprowadzić do finału ambitny projekt teatralny: jak sam o nim mówi – Mały Teatr Leśny. Dla innych – nawet jeżeli oni tego w tej chwili nie doceniają, ale i dla siebie – nadając mu formę autoterapii. Najłatwiej byłoby przecież poddać się. Dokończyć żywota w zagrzybionej, pozbawionej okien piwniczej celi (w takich warunkach także mieszkał), lecz w ten sposób Golejewski przekreśliłby to wszystko, czego dokonał. Podniósłszy się z upadku, aktor odgrywa przed kamerą i niezbyt licznymi widzami być może najważniejszą rolę w swoim życiu.
W jednej ze scen „Drgania świetlików” bohater stwierdza, że to wszystko, co go spotkało, może być karą za grzeszne życie. W tym kontekście jego choroba staje się formą pokuty, po odbyciu której powinien otrzymać odpuszczenie. W pewnym sensie zresztą już je otrzymał, stając po raz kolejny na teatralnej, chociaż znajdującej się gdzieś pośrodku lasu, scenie. Grając artystę (konkretnie: rzeźbiarza), który dopuścił się profanacji, ale który też – jak on – pragnie pojednania z Bogiem. Mimo wywołującej wstrząs fabuły, film Hanki Brulińskiej niesie nadzieję, portretując człowieka skromnego, biednego (żenująco niska renta nie wystarcza na godne życie), lecz nie oczekującego jałmużny. Jeśli Golejewski odwiedza kolejne instytucje, to po to, by zaproponować lokalnej społeczności coś od siebie, podzielić się swoim talentem i doświadczeniem aktorskim. By krzyknąć: Jestem! Żyję! Potrafię! „Drgania świetlików” to nadzwyczaj wzruszający film, ściskający gardło i serce.
Sebastian Chosiński, ESENSJA.PL
